Dzieje Liceum Ogólnokształcącego w Nowogardzie w latach 1945/46 - 1995/96 Jan Kopyciński Nowogard 1996

Jan Kopyciński
Nowogard 1996

I. Organizowanie pracy w latach 1945 - 1997

II. Liceum nowogardzkie w latach 1949 - 1996

III. Dzieje szkoły w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych


Liceum to nie tylko budynek czy instytucja kształcąca młodzież, która funkcjonuje już od pięćdziesięciu lat, ale przede wszystkim ludzie. To ponad trzy tysiące uczniów i ponad setka nauczycieli, którzy przewijali się przez te mury, jedni krótko (rok czy dwa) inni poświęcając jej całe życie. To właśnie oni stworzyli ją i nadali jej charakter. I to właśnie o nich będzie ta rozprawa.

Rozdział I

Organizowanie pracy szkoły w latach 1945 - 1947
Późną wiosną 1945 roku, kiedy polskie władze cywilne stopniowo organizowały administrację w Nowogardzie, nie myślano jeszcze o rozwoju szkolnictwa. Wtedy najważniejszym problemem była sprawa bezpieczeństwa i aprowizacji nielicznych, stanowiących mniejszość na tym terenie, polskich osadników. Dopiero pod koniec czerwca, już po wysiedleniu za Odrę większości zamieszkujących tu Niemców oraz po przejęciu administracji przez Polaków z rąk radzieckiej Komendantury Wojskowej, zaczął organizować się Powiatowy Inspektorat Szkolny, na czele którego stanął Eugeniusz Ilnicki. Późnym latem 1945 roku, wraz z napływem dużej fali osadników, pojawił się problem, młodzieży pragnącej zdobyć wykształcenie. Misją zorganizowania i pokierowania szkołą średnią zajęli się Bernard Lipski oraz Jan Jakubowiak; ludzie co prawda bez wykształcenia, ale oddani sprawie. Oto jak wspomina początki działalności szkoły jeden z ówczesnych uczniów: "Siedzibą gimnazjum był budynek obecnej szkoły zawodowej przy ul. Jedności Narodowej. Na początku powstały dwie klasy pierwsze i druga, razem nas było około 20 uczniów."1 Według pierwszego wpisu w dzienniku, zajęcia szkolne w naszym liceum rozpoczęły się we wtorek 4 września 1945 roku uroczystym nabożeństwem szkolnym, które odprawił pierwszy nowogardzki proboszcz Stanisław Szczepanowski TChr. Początkowo było to prywatne gimnazjum, które nie posiadało uprawnień szkoły publicznej. Jej pierwszym dyrektorem został Bernard Lipski. Były to jednak czasy niespokojne i burzliwe, a młodzież miała za sobą doświadczenia wojenne. Praca w szkole nie przebiegała więc tradycyjnie wyznaczonym torem. Charakterystyczne dla tamtych czasów były powody, dla których pierwszy dyrektor zrezygnował ze swojego stanowiska: "Pan Lipski musiał zrezygnować z pracy ponieważ został spoliczkowany przed szkołą przez ucznia z Płot. Wówczas do szkoły uczęszczali tacy uczniowie, którzy nosili przy sobie broń."2 Jego następcą został Jan Jakubowiak. W październiku 1945 roku Kurator Okręgu Szkolnego Szczecińskiego wpisał nowogardzkie liceum do rejestru jako 14 w województwie (przypomnijmy, że wtedy obejmowało one: województwo szczecińskie i koszalińskie oraz część gorzowskiego i pilskiego). Wtedy zaistniała możliwość rozpoczęcia starań o budynek poniemieckiego gimnazjum. "Obecny budynek szkoły średniej był nieczynnym lazaretem (szpitalem wojskowym) z napisem WSTĘP WZBRONIONY - po rusku i po polsku. (...) Z kilkoma kolegami przez okno weszliśmy do środka. Zastaliśmy tam łóżka szpitalne i wielki bałagan, a w dwóch pomieszczeniach zniszczone przyrządy laboratoryjne chemiczne i fizyczne oraz wiele map geograficznych w języku niemieckim. O tym wszystkim powiadomiliśmy dyrektora Jakubowiaka z postulatem, że nasza szkoła będzie przy ulicy Wojska Polskiego. Nie było żadnej informacji o przeniesieniu szkoły, postanowiliśmy sami zająć budynek lazaretu na gimnazjum. Było to pod koniec października 1945 roku, wtedy to zdecydowano ogłosić pierwszy strajk w Nowogardzie. Rano, przed lekcjami, na tablicy szkolnej napisano wielkimi literami - STRAJKUJEMY - - IDZIEMY DO SZKOŁY PRZY UL. WOJSKA POLSKIEGO. i tak zrobiliśmy. Około 30 minut później za nami przybył biegiem dyrektor szkoły pan Jakubowiak, zabierając nas na lekcje. Z naszego występku byliśmy zadowoleni i my i nasz dyrektor, bo sprawa nabrała rozgłosu i w ciągu kilkunastu dni przekazano budynek na siedzibę Gimnazjum i Liceum Ogólnokształcącego."3 Nauczyciele wraz z uczniami musieli sami rozbierać szpitalne lary w opuszczonym przez wojsko budynku. Sprzęty szkolne: ławki, tablice, pomoce naukowe, ściągano albo z mieszkań prywatnych (np. szkielet ludzki) lub z nieczynnych jeszcze wtedy wiejskich szkół. Największym problemem szkoły w pierwszym okresie jej istnienia był brak wykwalifikowanej kadry nauczycielskiej. Związane to było z jednej strony z wymordowaniem przez okupantów w czasie wojny części kadry nauczycielskiej, z drugiej strony z warunkami finansowymi. Nauczycielom pierwszą stałą wypłatę wypłacono jesienią 1946 roku, po wizytacji kuratoryjnej. Do tej pory otrzymywali nieregularnie zaliczki i zapomogi pieniężne. Podstawą ich utrzymania były posiłki w szkolnym internacie, w którym także za darmo mieszkali oraz podobnie jak inni urzędnicy otrzymywali przydziały deficytowych towarów, a przede wszystkim spirytusu, który w tym pierwszym okresie pełnił rolę waluty. W pierwszym roku w szkole uczyli: Bernard Lipski (pierwszy dyrektor, przedmioty humanistyczne) oraz Jan Jakubowiak (matematyka, fizyka), Stanisława Dreling (język francuski), brat Stanisław Podemski (religia) oraz pan Kleischnist. Władze oświatowe szczecińskie wyraźnie były zaniepokojone stanem kadry nauczycielskiej w naszej szkole. W 1946 roku dzięki interwencji kuratorium do Nowogardu przybyli: Mieczysław Gołembiowski (historia), Elżbieta Nanowska (język polski i język francuski) oraz Anastazja Nowak (biologia, chemia i język rosyjski) wreszcie sam dyrektor ściągnął do szkoły matematyka Albina Makowskiego. Liczba uczniów się powiększała. Już na przełomie 1946/1947 było 135 uczniów. W tym też roku zorganizowano tzw. popołudniówkę. Co to było i jak wyglądała tam nauka wspomina jedna z uczennic: "Wobec faktu, że również dość znaczna liczba osób dorosłych nie posiadała podstawowego lub też średniego wykształcenia, zorganizowano dla nich kursy dokształcające. Jeden z takich kursów miał miejsce w naszym liceum, gdzie dorośli, pracujący ludzie mieli możliwość ukończenia szkoły średniej i otrzymania świadectwa dojrzałości. Początkowo ludzi tych reprezentowała około trzydziestoosobowa grupa uczęszczająca do szkoły po południu, zazwyczaj na godzinę 1600. Lekcje miały charakter skrócony po 3 - 4 godziny dziennie. Obowiązywały ich takie przedmioty, jak: polski, matematyka, geografia, historia, biologia i języki: niemiecki lub francuski. Rok szkolny był ograniczony, gdyż trwał pół roku, tak więc całość nauczania trwała dwa lata. Nie otrzymywali oni świadectwa po każdej klasie, lecz dopiero na koniec po zdaniu matury. Ci, którzy wątpili w swe możliwości i twierdzili, że nie podołają obowiązującemu materiałowi po prostu rezygnowali z dalszej nauki. Ta trzydziestoosobowa grupa posiadała tylko jedną klasę, w której odbywały się wszystkie lekcje. Ławki w klasach były długie po 5 osób, połączone z siedzeniami. Na koniec edukacji, tak jak i dziś, odbył się egzamin dojrzałości. Zdawano: polski, matematykę i francuski. Osoby, które nadzorowały maturę to trzech profesorów ze szkoły i dwie osoby postronne, które przybyły z województwa (ze Szczecina)"4. Pod koniec 1946 roku pogorszyła się sytuacja kadrowa szkoły. W okresie świąt zmarł Albin Makowski, a Mieczysław Gołembiowski został aresztowany w okresie kampanii przedwyborczej do Sejmu Ustawodawczego za to, że: "nadużywał swoich kompetencji, publicznie wyrażał się w obelżywych słowach o ustroju demokratycznym, rozsiewał fałszywe plotki oraz nawoływał przeciw sojuszniczej jedności Państwa Polskiego ze sprzymierzonym Związkiem Radzieckim."5 Reakcja uczniów na to wydarzenie była gwałtowna. Zorganizowani przez Elżbietę Nanowską rozpoczęli protest. Oto jak po latach wspomina to wydarzenie jeden z najaktywniejszych uczestników: "Ponieważ w tamtym czasie do szkoły chodzili tacy uczniowie, którzy równocześnie pracowali w UB i nie rozumiejąc sensu dowcipów czy też odzywek [Mieczysława Gołembiowskiego], doszli do wniosku, że nasz dyrektor "sieje propagandę przeciw Związkowi Radzieckiemu". Za to właśnie został zamknięty. Gdy dowiedzieliśmy się o uwięzieniu naszego dyrektora, nasza szkoła wraz z "popołudniówką" zorganizowała manifestację po Nowogardzie. Darliśmy się, krzyczeliśmy wszyscy na całe miasto: "My chcemy się uczyć". Z takimi okrzykami podeszliśmy do budynku komendy UB, gdzie w piwnicy trzymano naszego dyrektora. Aby nas nie dopuścić bliżej, UB-owcy "puścili" serię z automatów, po bruku, na szczęście nikt nie został ranny. Ktoś podał hasło, że pana Gołembiowskiego trzymają na milicji, a nie na UB. Komenda milicji mieściła się na Armii Czerwonej. Była już wtedy noc, Nowogard nie miał jeszcze oświetlenia elektrycznego. Z Komendy milicji naprzeciw nas wyjechały ciężarówki wojskowe, świecąc reflektorami prosto w oczy. Byliśmy kompletnie oślepieni, ja usłyszałem wśród tego całego chaosu rozkaz: "bierzcie tego, bierzcie tego", domyśliłem się, że chodzi o mnie. Milicja zamknęła mnie i dwóch kolegów: Jerzego Żukowskiego z Goleniowa, Janusza Gajewskiego z "popołudniówki". Uczniowie manifestujący zaczęli okładać kamieniami ciężarówki. Samochody wojskowe następnie wycofano, a my siedząc na komendzie milicji, słyszeliśmy, że uczniowie wcale nie rozeszli się, lecz okrążyli komendę i krzyczeli, że nie ruszą się dopóki nas nie wypuszczą. Jeśli nie wypuszczą zatrzymanych, to zniszczą budynek. Po spisaniu protokołów, nad ranem, wypuszczono nas."6. Trzeba podkreślić wspaniała postawę młodzieży nie tylko podczas manifestacji, ale także bezpośrednio po niej. Rozpoczęto bowiem śledztwo, w którym przesłuchiwano: uczniów, rodziców i nauczycieli. Uczniowie okazali solidarność, dzięki której nie tylko nie nastąpiły nowe aresztowania, ale także w kilka tygodni później zwolniono z aresztu M. Gołembiowskiego. W 1947 roku na czele oświaty szczecińskiej stał jeszcze przedwojenny działacz oświatowy Tadeusz Lubicz-Majewski. Kierował się on w swoich decyzjach personalnych jedynie kryterium fachowości. To spowodowało, że mimo opisanych powyżej wydarzeń w roku szkolnym 1947/1948 dyrektorem szkoły został M. Gołembiowski, zaś Jana Jakubowiaka, nie posiadającego odpowiedniego wykształcenia przeniesiono do szkoły podstawowej w okolicach Osiny. Ważnym problemem szkoły stali się uczniowie, którzy przez okres 6 lat albo wcale nie uczęszczali do szkół, albo też, mimo że je formalnie skończyli, nie zdobyli tego zasobu wiedzy, który by im umożliwiał rozpoczęcie nauki w szkole średniej. Dlatego też organizowano różnego rodzaju klasy wstępne i wyrównawcze, aby te zaległości nadrobić. Przypomnijmy, że w wyniku przerwy wojennej w jednej klasie obok siebie w ławce zasiadali uczniowie 13 - 14-letni oraz dwudziestokilkuletni, za którymi były takie przeżycia jak powstanie warszawskie czy służba wojskowa. Czasami powodowało to poważne komplikacje dla uczniów. "Do szkoły zapisywał babcię jej ojciec. Gdy poszedł do szkoły ze świadectwem ukończenia szkoły podstawowej, dyrektor od razu zaproponował zapisanie jej do klasy wyżej, ponieważ miała bardzo dobre stopnie. Ojciec od razu zgodził się. Babcia bała się z początku, że nie podoła obowiązkom, ale udało się. Miała iść do klasy siódmej (ósmej wówczas nie było), a poszła do pierwszej. Chodziła cały rok, a na koniec okazało się, że ukończyła klasę wstępną. Zaczęła następny rok już jako uczennica klasy I i znowu na zakończenie roku szkolnego okazało się, że była to klasa wyrównawcza."7 Tego typu perturbacje, wcale nie jednostkowe, kończyły się tym, że pobyt w szkole przedłużał się, młodzi ludzie i tak już opóźnieni w nauce w wyniku wojny, musieli przerywać edukację, aby podjąć pracę czy założyć rodzinę. Poważne utrudnienie stanowił brak podręczników i zeszytów. Oto w jaki sposób uczniowie ten problem rozwiązywali: "Nauka w szkole oparta była wyłącznie na wykładach. Uczniowie nie posiadali podręczników szkolnych. Pojedyncze egzemplarze mieli nauczyciele. Książki te udostępniano uczniom na określany czas. Treść wykładów notowano w zeszytach zrobionych "własnoręcznie" ze zdobytego gdzieś papieru z nadrukiem niemieckim. Notatki były podstawą uczenia się. Na lekcjach jęz. polskiego zapisywaliśmy teksty wierszy i uczyliśmy się ich na pamięć (np. A. Mickiewicz: "Świteź", "Pani Twardowska", "Powrót taty", fragm. "Pana Tadeusza" oraz wiele innych). Lektury były czytane w klasie, następnie omawiane. Ponieważ uczniowie mieli bardzo niestaranny charakter pisma, nauczycielka jęz. polskiego p. Elżbieta Nanowska wprowadziła kaligrafię. Sposób ten był bardzo dobry i poprawa naszego pisma była widoczna. Na początku roku powtórzyliśmy gramatykę ze szkoły powszechnej. Katecheta podyktował treść katechizmu i każdy miał się z czego uczyć. Trudności były ze zdobyciem "normalnego zeszytu". Klasówki i dyktanda były pisane na pojedynczych kartkach. Pisało się atramentem i zwykłymi stalówkami"8. Uczniowie zamiejscowi mieszkali w internacie, który początkowo znajdował się w szkole. Zajmował on 14 klas na drugim piętrze. Później został przeniesiony do obecnego Domu Starców, przy ulicy Piłsudskiego, a następnie rozdzielono dziewczęta i chłopców (zostali przeniesieni do harcówki) "Łóżka w internacie były żelazne z siennikami ze słomy. W każdej sali znajdowało się po dziesięć osób, nie było łazienek tylko na korytarzu znajdowała jedna umywalka. Jadalnia była w piwnicy, a nauka wspólnie odbywała się na świetlicy, dzięki czemu wielu uczniów nie mających własnych podręczników mogło korzystać z pożyczonych."9 Zimą 1946 roku budynek szkolny nie był ogrzewany. Jak wspomina ówczesna wychowawczyni w internacie i nauczycielka pani Anastazja Nowak, kiedy było szczególnie zimno: "Młodzież w takich chwilach spotykała się w świetlicy, włączali elektryczny piecyk i było im cieplej, raźniej i wesoło. Na lekcjach siedzieli w rękawiczkach."10 W 1947 roku zorganizowano piece. Były to tzw. kozy: "W okresie zimowym klasy były ogrzewane żelaznymi piecami z rurami, uczniowie często dla hecy zatykali rury szmatami, wtedy w klasie gromadziło się dużo dymu, piece przestawały grzać, w związku z czym profesor zwalniał uczniów z lekcji, powód takiego zadymienia często się powtarzał i zawsze był ten sam, ale mimo to nikt nie podejrzewał o to pokornych licealistów."11 Szkoła to nie tylko nauka. Nowogardzcy licealiści, już w 1945 roku, zorganizowali niezwykle prężną harcerską drużynę żeglarską. Na początku liczyła ona 15 członków w tym, m. in. Tadeusz Żmudzki, Wiesław Żakowski, Zenon Kowalski. Często organizowane były spotkania, ogniska z piosenkami i skeczami. Jedno z nich w sposób dramatyczny zapisało się w historii szkoły: "Na świętego Jana (24. 06. 1946r.) zorganizowaliśmy festyn nad jeziorem oraz pokazy walk na wodzie i puszczanie wianków. (...) Pomimo choroby, sekretarz drużyny, Henryk Andrzejewski, przyszedł nad jezioro ze swoją sympatią. Puścili wianek, po chwili świeczka zgasła, a wianek odpłynął. Henryk rozebrał się i skoczył do wody, by powtórnie zapalić świeczkę, ale już nie wypłynął. Drużyna i cała szkoła wakacje miały w żałobie."12 W 1949 roku odbyła się pierwsza matura w Nowogardzie. Jej przebieg wspomina uczeń: "Zdawało nas trzynaścioro - cała nasza klasa. Komisja egzaminacyjna była z kuratorium, ze Szczecina, maturę zdawaliśmy z matematyki, polskiego i języka francuskiego. Egzaminy były pisemne i ustne. Na egzaminie najbardziej obawialiśmy się tzw. "kruczków", zadawanych przez członków komisji z kuratorium. Do dziś pamiętam jeden z nich, który zadano mi na ustnym: "Dlaczego latarnik z noweli Henryka Sienkiewicza nie czytał "Przedwiośnia" tylko "Pana Tadeusza." ? Niekiedy padały śmieszne odpowiedzi, które stały się potem anegdotami: na popołudniówce, ucznia zdającego maturę z języka niemieckiego (obecnie jest znanym polskim dziennikarzem) zapytano: - "Kim był Beethoven ?" On odpowiedział: - "Bett to jest łóżko, Ofen to jest piecyk, ale nie mogę skojarzyć co to będzie razem." Mimo słabego poziomu nauczania, jak się później okazało, liceum w Nowogardzie, w porównaniu z innymi szkołami nie było najgorsze. Połowa naszej klasy dostała się na studia i ukończyła je."13

1. Wspomnienia Tadeusza Żmudzkiego.
2. Wspomnienia Bronisława Zaborowskiego, spisała Maja Zaborowska.
3. Wspomnienia Tadeusza Żmudzkiego.
4 Wspomnienia Anny Sujeckiej, spisała Marta Maziarz.
5. Archiwum Państwowe w Płotach, akta Starostwa Powiatowego w Nowogardzie, sygn. 37.
6. Wspomnienia Bronisława Zaborowskiego, spisała Maja Zaborowska.

Tadeusz Żmudzki, przedstawił inną wersję wydarzeń: "Jak bomba do klasy wpadł jeden z uczniów oznajmiając, że lekcji historii nie będzie, gdyż Urząd Bezpieczeństwa (UB) zamknął historyka. Zaczęliśmy się zastanawiać, co było przyczyną zamknięcia wykładowcy pana Gołembiowskiego. Jeden z uczniów napomknął, że za często mówił, że Wilno i Lwów było polskie i będzie polskie. W tym okresie powstało w naszym gimnazjum koło ZWM (Związku Walki Młodych). Była to organizacja młodzieżowa Polskiej Partii Robotniczej. (...) Według niektórych danych wywnioskowaliśmy, że niektórzy członkowie koła ZWM współpracują z Urzędem Bezpieczeństwa. Po licznych rozmowach doszliśmy do wniosku, że musimy pomóc naszemu historykowi. Nie pamiętam, kto rzucił hasło "idziemy pod UB uwolnić naszego profesora". Na przerwie zwerbowano pozostałe klasy i ruszyliśmy pod Urząd Bezpieczeństwa. Niektórzy nauczyciele popierali nasz pomysł. Pani Nanowska powiedziała "idźcie i manifestujcie niech społeczeństwo się dowie, że zamykają za prawdę." Idąc ulicami miasta pod Urząd Bezpieczeństwa przez cały czas krzyczeliśmy - "oddajcie nam naszego profesora, który mówił prawdę." Pod bramę UB przybyło całe gimnazjum, wszystkie klasy (oczywiście bez wykładowców). Staliśmy na chodniku po przeciwnej stronie budynku UB manifestując głośno. Po jakimś czasie postanowiono wyłonić dwóch przedstawicieli szkoły, którzy będą negocjować w sprawie wypuszczenia nauczyciela. Wybór padł na mnie i Mundka Fitasa (w tym czasie jego ojciec był burmistrzem miasta Nowogard). Wartownicy zaraz nas nie wpuścili do szefa UB. Dopiero po pewnym okresie czasu przyjął nas zastępca szefa UB. Sprawę stawialiśmy twardo o wypuszczenie naszego nauczyciela. A on nam odpowiada - "nie martwcie się chłopcy, damy wam nowego nauczyciela", a my na to - "takiego po czterech klasach szkoły powszechnej, który będzie nam mówił, że Wilno i Lwów były zawsze radzieckie". To go zaszokowało, otworzył szufladę biurka, za którym siedział i zaczął w szufladzie przekładać z ręki do ręki pistolet. My wtedy powiedzieliśmy żeby nas nie straszył: "Niech pan rzuci okiem na ulicę ilu nas tam jest". Po tych ostrych słowach nastąpiło pewne rozładowanie atmosfery. Zastępca szefa UB powiedział nam, że szef Urzędu pojechał w tej sprawie do Szczecina i tam zapadnie decyzja. "Wam radzę weźcie swoich kolegów i idźcie do szkoły."(...) Po opuszczeniu biura zastępcy szefa UB zdecydowano nie odchodzić od budynku. Ja natomiast postanowiłem pójść do Starostwa by skonsultować się z hufcowym K. Tadeją oraz innymi urzędnikami Starostwa, którzy uczęszczali do wieczorowego gimnazjum i popierali nasz protest. Postanowiono zrobić przerwę obiadową, a o godzinie 1700 zalecono zbiórkę w celu wciągnięcia do manifestacji gimnazjum wieczorowego, co nam się udało. Po sprawdzeniu listy obecności okazało się, że nawet chorzy nie zawiedli. Około godziny 1730 wyruszyliśmy wraz z gimnazjum wieczorowym ulicami miasta pod UB, następnie pod siedzibę PPR (Polskiej Partii Robotniczej). W oknach budynku PPR-ustali ludzie uzbrojeni w karabiny, ktoś rzucił kamieniem w okno i stłukł szybę, ale do większych incydentów nie doszło. W połowie ulicy Jedności Narodowej zawrócono w kierunku UB. Gdy zbliżaliśmy się pod UB z ostaliśmy zaatakowani z jednej strony przez milicję, a z drugiej przez UB. Było ciemno, zaskoczeni taką interwencją szybko zostaliśmy rozbici. Złapano i zatrzymano w Powiatowej Komendzie MO Edmunda Fitasa i ze szkoły wieczorowej brata komendanta posterunku MO w Nowogardzie. Po rozbiciu manifestacji część uczestników zwerbowałem do pójścia pod Komendę Powiatową MO, by wypuszczono naszych kolegów. Było nas tam około 20 osób. Otrzymaliśmy zapewnienie, że po przesłuchaniu obaj zatrzymani zostaną zwolnieni. Czekaliśmy do około godziny 200 w nocy. Tak zakończyła się nasza manifestacja. Lekcji nie mieliśmy jeszcze koło tygodnia."


7. Wspomnienia Tadeusza Żmudzkiego.
8. Wspomnienia Romualdy Szmit, spisał Emilian Pisarek.
9. Wspomnienia Teresy Ziemby, spisała Magdalena Kulak.
10. Wspomnienia Anastazji Nowak.
11. Wspomnienia Teresy Ziemby, spisała Magdalena Kulak.
12. Wspomnienia Tadeusza Żmudzkiego.
13. Wspomnienia Bronisława Zaborowskiego, spisała Maja Zaborowska.

Rozdział II

Liceum nowogardzkie w latach 1949 - 1969

Po 1948 roku rozpoczął się okres stalinowski. W tym okresie starano się upodobnić nasz kraj do ZSRR (likwidacja resztek prywatnej własności w przemyśle, rzemiośle i handlu, kolektywizacja rolnictwa, gospodarka planowa). Podjęto wreszcie próbę stworzenia szkolnictwa na wzór radzieckiej dziesięciolatki. Powstały tzw. szkoły jedenastoletnie (7 klas szkoły podstawowej + 4 klasy szkoły średniej). Wymieniono kadry administracji oświatowej, zastępując kryterium fachowości, uległością wobec władzy. Zmiany te nie ominęły i nowogardzkiego liceum. Powiązane z komunistycznym reżimem władze oświatowe rozpoczęły indoktrynacje dzieci i młodzieży. Po faktycznym zlikwidowaniu Związku Harcerstwa Polskiego, Związku Młodzieży Wiejskiej "Wici" , całą młodzież poddano wpływom Związku Młodzieży Polskiej (ZMP) oraz paramilitarnej organizacji Służba Polsce (SP). Zmieniono programy szkolne i podręczniki w ten sposób, aby upewnić młodzież o konieczności sprawowania władzy przez komunistów. Starano się przedstawić przeciwników politycznych w jak najgorszym świetle, nie cofając się nawet przed oczywistymi kłamstwami, które w ten sposób nabierały pozorów prawdy. Oto w jaki sposób przedstawiano maturzystom w podręczniku szkolnym powstanie warszawskie: "Polityczny sens tej z dawna zamierzonej dywersji był antyradziecki, antyludowy i antynarodowy. Powstanie miało zahamować marsz Armii Radzieckiej na zachód, szło więc na rękę okupantowi. Przedstawiciel wywiadu armii niemieckiej (Abwehry) w rozmowach z delegaturą rządu emigracyjnego w lipcu 1944 roku, obiecał w chwili odwrotu zostawić do dyspozycji AK magazyny i artylerię. Powstanie wybuchło więc nie, jak sądził patriotyczny lud stolicy, w porozumieniu z nadchodzącą wyzwoleńczą Armią Radziecką i przeciw okupantowi, ale w tajnym porozumieniu z hitlerowcami, na życzenie reakcji angloamerykańskiej przeciw Armii Radzieckiej, przeciw Wojsku Polskiemu."1 Podjęto także akcję usunięcia Kościoła ze szkół. Do 1948 roku władze tolerowały istnienie księży prefektów i katechetów. Starano się metodami administracyjnymi wyeliminować ich wpływ na młodzież, ale nie podejmowano żadnych formalnych działań przeciw Kościołowi. Sytuacja uległa zmianie od początku 1949 roku. Już w styczniu 1949 roku doszło do pierwszego ostrego konfliktu w liceum w Nowogardzie. Powodem wzburzenia młodzieży stało się zniesienie tradycyjnej modlitwy na korytarzu przed lekcjami. Młodzież nie chciała się podporządkować tej arbitralnie narzuconej decyzji i nie respektowała jej.2 Władze szkolne ostro zareagowały, zobowiązując "nauczycieli dyżurujących, aby tej uchwały przestrzegania pilnowali pod groźbą wobec opornych i niewykonujących (...) jak najdalej idących konsekwencji". W ten sposób stopniowo stłumiono protest młodzieży. Zmiany następowały tak szybko, że przepisy szkolne nie nadążały za ogólną tendencją usuwania religii ze szkół. Wiosną 1949 roku istniejąca w szkole nieliczna grupa uczniów związanych z ruchem komunistycznym przestała manifestacyjnie uczęszczać na lekcje religii. Stanowiło to poważny problem dla dyrektora szkoły, gdyż z jednej strony, młodzież opuszczała świadomie lekcje przedmiotu, który do tej pory traktowany był jako obowiązkowy, a z drugiej strony zgodnie z ogólną tendencją nie wypadało zmuszać uczniów czy stosować kar za manifestowanie ateizmu i obojętności wobec Kościoła. Dyrektor szkoły w tej sprawie wydał wyrok iście salomonowy: "religia jest przedmiotem obowiązkowym, ale nie należy zmuszać młodzieży."3 Rozpoczęcie roku szkolnego 1949/1950 po raz pierwszy w dziejach nowogardzkiego liceum nie poprzedziło uroczyste nabożeństwo szkolne z udziałem uczniów i nauczycieli. Jeszcze jednak zachowywano pozory tolerancji religijnej: "młodzież szkolna prowadzona przez nauczycieli nie będzie, natomiast indywidualnie może iść do kościoła na Mszę Świętą."4 W oficjalnych uroczystościach rolę mszy przejęło spotkanie z przedstawicielami władz partyjnych i samorządowych. Równocześnie we wrześniowym Głosie Szczecińskim, został zamieszczony wywiad z bratem Stanisławem Podemskim, zatytułowany " Nie było i nie ma przeszkód w nauczaniu religii w szkole"5. Przewrotnie dobrane i sformułowane pytania doprowadziły do udowodnienia tezy, którą dziennikarz postawił w tytule. W roku szkolnym 1949/1950 według słów dyrektora szkoły - "położono nacisk na wychowanie socjalistyczne. Lekcje z tego zakresu powinny być prowadzone przez nauczycieli nie tylko z przekonaniem, ale i entuzjazmem."6 Nauczyciele jeszcze próbowali opierać się nowym zarządzeniom, a nawet próbowali kpić sobie z nich. Nauczycielka chemii p. Anastazja Nowak, na Radzie Pedagogicznej oświadczyła, że jej osobiście jest trudno o entuzjazm przy omawianiu wzorów chemicznych. Jednak w 1950 roku doszło do wydarzeń, które spowodowały zmianę postawy nauczycieli. Władze szkolne w trakcie trwania roku szkolnego usunęły ze stanowiska dyrektora szkoły Mieczysława Gołembiowskiego. Był on w tym czasie jedynym nauczycielem, który posiadał kwalifikacje uprawniające do nauczania w liceum. Jego miejsce zajął Ignacy Młodak, który w tym czasie był uczniem przylicealnej szkoły wieczorowej i nie posiadał przecież matury. Protestującym nauczycielom, wizytator szkolny oświadczył: "Program tegoroczny jest układany wyraźnie pod hasłem ideologicznym. Obowiązujące ujęcia w duchu marksizmu i leninizmu mogą sprawiać komuś trudności natury ideowej, może być dla kogoś zagadnieniem kłopotliwy. Nauczycielstwo jednak podąża w kierunku dostosowania się do obowiązujących poglądów, kto zaś nie może się podporządkować musi zrezygnować ze swojego stanowiska. (...) Trzeba dołożyć starań, aby poznać i pogłębić zasady ideologiczne programu. Chodzi w pierwszym rzędzie o poznanie materializmu dialektycznego, filozoficznego i historycznego (...). Należy umieć młodzieży wyjaśnić, że marksizm jest starą metodą racjonalistyczną (...) w przeciwieństwie do religii, która oparta jest na zasadach irracjonalnych. Chodzi o kształtowanie w uczniach naukowego poglądu na świat, podczas gdy wiara jest osobistą sprawą każdego. (...) Nauczycielstwo powinno zadokumentować swoją postawę ideologiczną przez przystąpienie do partii."7 W nowych warunkach, przy nowej dyrekcji, od listopada w nowogardzkim liceum zawieszono nauczanie religii. We wrześniu 1951 roku dyrektorem szkoły został i był nim do 1970 roku Edward Chudziński. W tym okresie nasze liceum weszło w nowy etap. Skończył się już okres powojennej prowizorki, powiększyła się także kadra nauczycielska. W latach pięćdziesiątych podjęli pracę m. in. : Edward Chudziński, Stanisław Marynowski, Antoni Rudawski, Stanisław Rzeszowski, Henryk Skowron, Bronisław Lonc, Marian Małysiak, Franciszek Tarczykowski, Stefan Czerwiński, Jan Wierszko, Henryk Lewandowski, Alina Ochman, Stanisław Steczek oraz Stanisław Majewski. W szkole panowała w tym okresie ostra dyscyplina. Oto jak wspominają rygory szkolne uczęszczający doń uczniowie: "Do szkoły chodziliśmy z czapkami gimnazjalnymi z białymi otokami, miałam też mundurek w miarę możliwości i tarczę. Największym przestępstwem było wyjście z domu na ulicę po godzinie 20:00, ponieważ chodziły patrole pedagogiczne, które wyłapywały uczniów i obniżały stopnie. W kinie mogliśmy być tylko do godziny 19:00. Nauczyciele mieli wyznaczone dyżury pod kinem i wyławiali tych, którzy złamali zakaz. Pamiętam nawet, że nasza klasa miała za coś takiego obniżone sprawowanie, gdyż poszliśmy wszyscy na późny seans filmowy. Były tzw. "poranki szkolne", podczas których właśnie cała szkoła szła do kina. Co dzień były apele "robocze", w których brała udział cała szkoła. Ktoś miał za zadanie przygotować prasówkę, trzeba było więc uważać, bo zdarzało się, że nauczyciele wyrywkowo pytali w trakcie apelu, na tematy społeczno - polityczne. Co kwartał odbywały się szkolne zebrania, na których wymieniano zarówno tych najlepszych, jak i najgorszych uczniów." Zdarzały się także tragedie: "16 maja 1953 roku klasa wracała ze szczecińskiego Teatru Współczesnego, ze sztuki "Eugenia Grandet" samochodem ZIS 150. Na zakręcie w Załomiu zderzył się z nimi Star. W wyniku kolizji zginęły dwie osoby: kierowca i koleżanka z klasy, a 26 zostało rannych."8 W latach pięćdziesiątych podstawowym problemem była walka ideologiczna: uczniowie podejmowali zobowiązania z okazji imienin lub urodzin przywódców polskich lub radzieckich, szukali stonki ziemniaczanej podrzuconej nam przez imperialistów amerykańskich, uczestniczyli w akcji kolektywizacji wsi. W latach późniejszych, po krótkiej W latach sześćdziesiątych podjęli pracę m. in. Danuta Brzezicka, Kipas Zofia, Maria Kowalczyk, Stanisław Świrski, małżeństwa Waltraud i Ryszard Fijałkowscy oraz Stanisława i Ryszard Kopycińscy, Ryszard Wieczorek, Roman Gruchała, Konrad Andrzejewski, Lech Szpon, Anna Rymarczyk oraz Stanisława Kamionka. W tamtym okresie wielu uczniów mieszkało w internacie. Mieścił się on wtedy w obecnym budynku WZDZ przy ulicy Kilińskiego. Oto jak jego wychowankowie wspominają to życie po latach: "Początkowo mieszkaliśmy w sali czternastoosobowej, później w sześcio- a następnie czteroosobowej. Wyjazdy do domu odbywały się raz w miesiącu, po pieniążki na internat, bardzo często tęskniliśmy za rodziną. Czasami uciekałyśmy do domu w niedzielę rano, a wieczorem wracałyśmy, aby nikt się nie domyślił. Do szkoły z internatu szliśmy parami, dzień rozpoczynał apel poranny i kończył apel wieczorny. Obowiązywała cisza nocna od godz. 2200. Kiedy zdarzyły się nam jakieś przewinienia, karą był dyżur w kuchni, a przede wszystkim w ogródku (był on dzięki temu wyjątkowo zadbany).9 Jednak mimo tych rygorów życie internackie wspominane jest sympatycznie: "W internacie wszyscy żyliśmy jak w rodzinie. Ja i moje koleżanki szczególnie się zaprzyjaźniłyśmy - razem jeździłyśmy na wyjazdówki do rodziców lub też do siebie nawzajem. To drugie przeważało, więc w domu rodzinnym byłyśmy niezwykle rzadko (wyjazdówki były raz w miesiącu, po pieniądze na opłacenie internatu). Kierowniczką naszego internatu była pani Galińska, starsza wiekiem pani, która dbała o nas i broniła jak własna matka."10 Okres ten przyniósł także nowe problemy braci uczniowskiej, szczególnie, gdy do Nowogardu zawitała moda mini: "Dyrekcja szkoły nie tolerowała tej mody. Spódnice musiały wystawać spod fartuszka co najmniej 10 centymetrów oraz zakrywać kolana. Dyrektor skrupulatnie przestrzegał tego nakazu."11 Jednak jak się okazuje szkoła to nie tylko nauka i walka z rygorystycznymi profesorami. "By umilić sobie czas wolny od zajęć szkolnych zimą, organizowano kuligi. Do wielkich sań ciągniętych przez wypożyczone konie doczepione były własne sanki. Były to czasy bardzo ostrych i mroźnych zim, więc z przyjemnością zatrzymywano się na ciepły posiłek w pobliskich szkołach. Były również organizowane kilkudniowe wycieczki do Warszawy, Poznania, Szklarskiej Poręby i Zakopanego oraz jednodniowe do szczecińskich teatrów. Z tym, że te ostatnie odbywały się w dniach wolnych od nauki, najczęściej w soboty."12 Od 1 września 1966 roku została zlikwidowana szkoła jedenastoletnia. Nastąpił podział na: Liceum Ogólnokształcące, którego dyrektorem był w dalszym ciągu Edward Chudziński oraz Szkołę Podstawową nr 3, której dyrektorką została Stefania Wiercioch. Znakiem czasu był fakt, że w 1965 roku, po raz pierwszy w historii szkoły, 19 naszych uczniów zostało przyjętych w szeregi Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. 13 Odbyło się to w niezwykle uroczystej atmosferze. W latach następnych powtarzano te uroczystości.

1. Maria Turlejska, Historia Polski 1864 - 1945. Materiały do nauczania w Klasie XI, Warszawa 1953, s. 441 - 443.
2. Jak wspomina Bronisław Zaborowski: "zaczął się również podział uczniów na wierzących, i niewierzących. Dochodziło do tego, że rano przed rozpoczęciem lekcji odbywały się apele i na korytarzu słychać było "istną kakafonię". Jedni śpiewali "Kiedy ranne wstają zorze", a drudzy "Międzynarodówkę".
3. Archiwum I Liceum Ogólnokształcącego w Nowogardzie, protokół z posiedzenia Rady Pedagogicznej z dnia 23 marca 1949 roku.
4. Archiwum I Liceum Ogólnokształcącego w Nowogardzie, protokół z posiedzenia Rady Pedagogicznej z 29 sierpnia 1949 roku.
5. Głos Szczeciński 1949 nr 164.
6. Archiwum I Liceum Ogólnokształcącego w Nowogardzie, protokół z posiedzenia Rady Pedagogicznej z dnia 28 września 1949 roku.
7. Archiwum I Liceum Ogólnokształcącego w Nowogardzie, protokół z posiedzenia Rady Pedagogicznej z dnia 17 marca 1950 roku.
8. Wspomnienia Józefa Szczecińskiego, spisała Aleksandra Szczecińska.
9. Wspomnienia Krystyny Gąsior.
10. Wspomnienia Kazimiery Ławniczak, spisała Januszewska Dorota.
11. Wspomnienia Elżbiety Morzyc, spisała Justyna Morzyc.
12. Wspomnienia Józefa Szczecińskiego, spisała Aleksandra Szczecińska.
13. Archiwum I Liceum Ogólnokształcącego w Nowogardzie, protokół z posiedzenia Rady Pedagogicznej z dnia 23 czerwca 1965 roku.

Rozdział III

Dzieje szkoły w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych
W latach siedemdziesiątych już wszyscy nauczyciele szkoły musieli mieć wykształcenie wyższe. Wtedy pracę w szkole podjęli m. in. : Halina Chodakowska, Zygmunt Rydz, Zofia Wilamowska, Aleksander Kopyłowicz, Józefa Szukalska, Antoni Dzięgiel, Bogumiła Kaczmarczyk, Regina Korościuk, Salomea Piórowska, Kazimiera Symonowicz, Krystyna Olesiejko, Józefa Bortel, Maria Dziura, Karol Podemski, Stanisław Karman, Elżbieta Morzyc, Tadeusz Filipczak, Anna Pakulska, Renata Brzost, Grażyna Widzewicz. Szkoła weszła w nową dekadę wraz z nowym dyrektorem - Stanisławem Świrskim. Początek jego pracy na tym stanowisku przypadł na 25 rocznicę istnienia szkoły. Aby ją uświetnić przygotowano uroczystość, której głównym elementem stało się nadanie patrona i sztandaru szkole oraz wmurowanie okolicznościowej tablicy. Jego wielkim sukcesem stała się także likwidacja wychodków na środku podwórza szkolnego, za którymi całe pokolenia nowogardzkich licealistów paliły papierosy. Także za jego dyrektorowania przypadł najsłynniejszy mecz w dziejach naszej szkoły. Zorganizował go nauczyciel wychowania fizycznego Tadeusz Filipczak. Mecz odbył się 21 marca 1974 roku. Do boju o mistrzostwo w piłkę nożną stanęli: klasa IIIa wyłoniona po całorocznych rozgrywkach jako najlepsza w szkole oraz nauczyciele, których do boju zagrzewała ich trenerka Stanisława Kopycińska Mecz wywołał niesłychane zainteresowanie w całym Nowogardzie i okolicach. Na miejski stadion ściągnęły tłumy widzów. Zmagania sportowe przerywane były okrzykami "Rydz do baletu, Szpon do fletu". Spotkanie w regulaminowym czasie zakończyło się remisem 3 : 3, w tej sytuacji prowadzący mecz sędzia Wiktor Mostowski, zarządził przeprowadzenie dogrywki. Ona także nie przyniosła spodziewanego rozstrzygnięcia wyniku spotkania. Ostatecznie musiały zdecydować rzuty karne, po których profesorowie ulegli jedynie jedną bramką. Mecz zakończył się wynikiem 4 : 3. W 1974 roku dyrektorem szkoły został Włodzimierz Wowk i funkcję tę pełnił do 1982 roku. Lata siedemdziesiąte to początek rozkwitu naszej szkoły. W tym okresie przeprowadzono wiele inwestycji, między innymi: wyremontowano salę gimnastyczną, uruchomiono w szkolnych piwnicach szatnię, otwarto nowoczesny gabinet językowy oraz nadano nowy wystrój gabinetom: historycznemu, chemicznemu i fizycznemu. Także młodzież zaakcentowała swoją obecność, wydając szkolną gazetkę pod wdzięczną nazwą "Szpak". Był to także okres, kiedy pojawiły się olimpiady przedmiotowe. Nasza szkoła włączyła się do nich od samego początku. Największe sukcesy nasi uczniowie odnosili w olimpiadach: biologicznej, geograficznej i historycznej. W 1979 roku uczennica klasy III Anna Katarzyna Kopycińska osiągnęła największy, jak do tej pory sukces w dziejach szkoły, stając się laureatką olimpiady przedmiotowej z historii, zajmując 8 miejsce w kraju. Rozpoczęło się także w tym okresie pasmo sukcesów olimpijskich Józefy Bortel. Dzięki jej osobistemu zaangażowaniu i niespotykanemu wręcz zapałowi do pracy, w ciągu ostatnich dwudziestu lat nasi uczniowie prawie co roku odnosili sukcesy w olimpiadach geograficznych na szczeblu rejonowym i centralnym. Szkoła w tym czasie odnosiła także największe sukcesy sportowe. W 1975 roku nasze uczennice, przegotowywane przez Tadeusza Filipczaka, zdobyły mistrzostwo województwa w piłce ręcznej. W 1978 roku Ryszard Bonda brał udział w mistrzostwach Europy w kolarstwie przełajowym. W tym też okresie internat przechodził okres rozkwitu po przeniesieniu go do budynku przy obecnej ulicy Poniatowskiego. Lepsze warunki (łazienki, prysznice, dobrze urządzona kuchnia i stołówka na miejscu) sprawiały, że młodzież korzystała z niego chętnie i przeważnie były zajęte wszystkie miejsca, szczególnie w okresie jesienno - zimowym. Internat był koedukacyjny, dla chłopców wyodrębniono osobne piętro. Kierownikiem internatu była w tym czasie pani Salomea Piórowska. Dbała ona o sprawy bytowe młodzieży, wykazywała inwencję w organizowaniu czasu wolnego. Internat nie zastąpi domu rodzinnego, ale uczniowie go polubią, jeśli się nie będą nudzić. Wychodząc z tego założenia, pani Salomea pomagała realizować różne pomysły wychowanków. Co tydzień, a nawet częściej odbywały się tu interesujące zajęcia: konkursy recytatorskie i piosenkarskie, wieczorki taneczne, "otrzęsiny", pierwszoklasistów, dyskusje literackie i polityczne, spotkania z ciekawymi ludźmi, zebrania rodziców połączone z występami artystycznymi. Szczególną sławę zyskały zjazdy internatów z sąsiednich miejscowości. Były to dwa dni nieustannej wesołej zabawy, w której nasza młodzież błyszczała sprawnością i pomysłowością. Świadczą o tym sukcesy jakie odnosił internat w wojewódzkich konkursach internackich, w których kilkakrotnie zajmował pierwsze i drugie miejsce. W 1974 roku po wprowadzeniu nowego kodeksu ucznia, doszło do "buntu" młodzieży męskiej. Powodem jej frustracji stała się sprawa długich włosów. Uczniowie, którzy w nowym kodeksie ucznia nie znaleźli nic na temat długości włosów, zbuntowali się przeciw rygorom szkolnym. Zaopatrzywszy się w papierowe transparenty z hasłami: "Nieważne co kto ma na głowie, ważne co ma w głowie ", "Nie damy się obciąć" oraz "Każdy włos na wagę złota" udali się do miasta. Jednak nie odważyli się przejść głównymi ulicami miasta. Ich protest nie został zauważony, a więc nie wywołał spodziewanego efektu. Dyrekcja sprawę zlekceważyła, a uczniowie udali się do fryzjera. Takie oto problemy trapiły przeciętnych uczniów: "W LO panował wówczas regulamin, według którego poniedziałek był dniem mundurowym W dniu tym uczniowie musieli nosić mundury HSPS-u (Harcerska Służba Polsce Socjalistycznej) i czerwone krajki. Każdy uczeń miał obowiązek należeć do tej organizacji i posiadać mundur HSPS-u. Był to obowiązek, któremu uczniowie nie chcieli się podporządkować. Następne dni tygodnia trzeba było chodzić w fartuchach, co też nie sprawiało przyjemności uczniom. Trzeba przyznać, że wszystkie pokolenia młodzieży toczyły zaciętą walkę z fartuszkami czy mundurkami, o ile tylko takie istniały i było to tak jakby częścią tradycji każdego ucznia. Aby uprzyjemnić troszkę ten obowiązek w roku szkolnym 1975 - 76 wymyślono, że każdy rok będzie miał swój kolor fartuszka. Tak więc pierwsze klasy nosiły zielone fartuszki, drugie - bordowe, trzecie - granatowe a czwarte - czarne. Ewa i Bogusław chodzili w tym czasie do drugiej klasy. Można by powiedzieć, że byli szczęściarzami, ponieważ wtedy bordowy kolor był bardzo modny. Poza tym każdy mógł nosić dowolny fason mundurka. Drugą zaletą tych fartuszków było to, że szyto je na zamówienie, a uczniowie korzystając z tego chodzili po parę razy do przymiarki, żeby tylko nie być na lekcjach. U Ewy w klasie dziewczynki musiały nosić jeszcze białe kołnierzyki w bordowe kropki. Fartuszki te spełniały najczęściej rolę ściąg, pamiętników lub uwieczniano na nich autografy koleżanek i kolegów z klasy a także zabawne rysunki. Dziewczynom wystarczały one do końca czwartej klasy i stanowiły po latach pamiątkę ze szkoły. Chłopcy natomiast szybko z nich wyrastali. Pewnego razu chłopcy wpadli na pomysł, aby się pozbyć mundurków. Na jednej z lekcji każdy chłopak po kolei napinał się tak, że fartuszki ich pękały w szwach. Od tej pory nie mieli już obowiązku chodzić w nich do szkoły. Najswobodniejszym dniem w szkole była sobota, chociaż lekcje odbywały się normalnie. W tym dniu fartuszki nie były obowiązkowe i każdy mógł się ubierać jak chciał, oczywiście bez przesady. Dlatego też dzień ten nazywany był "kolorowym". Przez pewien czas był wprowadzony zwyczaj spacerowania na przerwie, tzn. gdy zadzwonił dzwonek uczniowie wychodzili z klas i musieli spacerować w kółko po korytarzu z zeszytami. Spacery te miała uprzyjemnić muzyka, którą puszczano z radiowęzła. W "kolorowym" dniu w radiowęźle był koncert życzeń i wtedy można było zamawiać jakieś piosenki lub też pozdrawiać kogoś."2 Lata siedemdziesiąte to także początek zjawiska narkomanii w powojennej Polsce. Problem ten także nie ominął naszej szkoły. Pod koniec lat siedemdziesiątych młodzież zaczęła się zmieniać. Już coraz trudniej przychodziło kierowanie młodymi ludźmi tradycyjnymi metodami. Zaczęto stawiać nauczycielom pytania i to czasami dosyć kłopotliwe. W 1979 roku doszło do jednej z największych "afer" politycznych w dziejach naszej szkoły. W listopadzie, w ramach miesiąca przyjaźni polsko - radzieckiej dyrekcja zaprosiła na tradycyjne szkolne andrzejki młodzież radziecką z pobliskiej jednostki Armii Czerwonej w Kluczewie koło Stargardu Szczecińskiego. Nastąpiło to bez porozumienia z samorządem szkolnym, co spowodowało rozgoryczenie naszych uczniów. Na tablicy samorządu szkolnego pojawiła się kartka, na której jeden z uczniów faktycznie wezwał młodzież do bojkotu imprezy. Wywołało to niespotykaną reakcję u niektórych nauczycieli. Przeprowadzono drobiazgowe śledztwo, z przeszukiwaniem uczniowskich teczek i porównywaniem charakteru pisma wszystkich uczniów na podstawie zeszytów. Wreszcie ustalono sprawcę. Był nim uczeń klasy czwartej Grzegorz Górczewski. W jego sprawie odbyła się nadzwyczajna Rada Pedagogiczna, na której grono nauczycielskie podzieliło się na trzy grupy: 1) Jest to wybryk, wygłup uczniowski. 2) Jest to sprawa polityczna i dlatego należy ucznia usunąć ze szkoły. 3) Jest to sprawa polityczna, ale za poglądy polityczne nie należy nikogo prześladować. Ostatecznie zwyciężył (bardzo niewielką większością głosów) pogląd pierwszy. Grzegorz został ukarany zawieszeniem na dwa tygodnie w czynnościach ucznia oraz naganą, której mu udzielono na specjalnym apelu, wobec całej szkoły.3 Młodzież w tym okresie coraz mniej obawiała się srogich profesorów, szczególnie tych wymagających. Aby zapewnić sobie bezstresową naukę, młodzi ludzie opracowali cały system ściągania, podkładania sprawdzianów czy wreszcie wykradania nauczycielom pytań przed sprawdzianami. Z tą działalnością wiązały się czasami dramatyczne, czasami zabawne historie. Jednym ze sposobów na poprawienie ocen było podkładanie już napisanych kartkówek. Uczniowie w tym celu wykorzystywali to, że w klasach zamontowane były zamki patentowe. Po sprawdzianie jeden z uczniów chował się w klasie, a następnie otwierał klasę od środka kolegom. Sposób ten miał, jak się później okazało, jednak swoje wady. Po klasówce z języka rosyjskiego jeden z uczniów ukrył się w klasie, czekając na wyjście profesora. Jednak ponieważ mieściło się tam laboratorium językowe, nauczyciel zamknął drzwi także na dodatkowy zamek. Była sobota i uczniowi groziło spędzenie całego weekendu w szkole. Dopiero późnym wieczorem jego kolegom udało się namówić woźnego na otwarcie klasy i wypuszczenie nieszczęśnika. Innym przejawem niespożytej inwencji tego pokolenia uczniów stał się chyba najbardziej niezwykły dowcip primaarilisowy w dziejach szkoły. Było to wniesienie na korytarz szkolny, stojącego przed szkołą, fiata 126p nauczyciela historii Ryszarda Kopycińskiego. Pod koniec lat siedemdziesiątych do szkoły zaczęły napływać roczniki z niżu demograficznego lat sześćdziesiątych. Zamiast 5 równoległych klas (jak to miało miejsce jeszcze w latach sześćdziesiątych), w 1980 roku mimo zniesienia egzaminów wstępnych do liceum, było ich już tylko dwie. Równocześnie w Szkole Podstawowej nr 1 dzieci nie mogły się pomieścić w zatłoczonych klasach, lekcje odbywały się na trzy zmiany. W tej sytuacji w 1980 roku zapadła decyzja o przeprowadzce szkoły do najstarszego skrzydła budynku, w którym mieści się do dziś. W 1980 roku po podpisaniu porozumień sierpniowych, zmieniła się sytuacja polityczna w Polsce, a wraz z nią i nasza szkoła. Uczniowie wywalczyli nienoszenie fartuszków. Ostatnim rygorem szkolnym stały się jeszcze tarcze, których noszenia już także w sposób konsekwentny nie wymagano. Wprowadzono wolne soboty, przy czym początkowo próbowano realizować je podobnie jak w przemyśle (3 wolne, jedna pracująca), efektem tego stał się niesłychany bałagan w szkole. Uczniowie mieli dwa plany lekcyjne (jeden na pięciodniowy tydzień nauki, a drugi na sześciodniowy) oczywiście wykorzystując sytuację ciągle się mylili. W listopadzie 1980 roku z inicjatywy Stanisławy Kopycińskiej odbył się pierwszy konkurs mitologiczny, który dzisiaj jest już tradycją szkoły. W grudniu 1981 roku po wprowadzeniu stanu wojennego, w szkole nie nastąpiły specjalne zmiany. Uczniowie mieli dłuższą przerwę świąteczną, a tak naprawdę jedyną niedogodnością był obowiązek ustalenia studniówki z władzami wojskowymi, co spowodowało, że musiała się ona skończyć w związku z obowiązywaniem godziny milicyjnej o godzinie 2200, a uczniowie musieli powrócić z zabawy do domów przed godziną 2300. W latach 1982 - 1988 roku dyrektorem szkoły był Jerzy Jagodziński. Za jego kadencji szkoła ugruntowała swoją pozycję w dziedzinie olimpiad przedmiotowych, W uznaniu zasług w tej dziedzinie nasza szkoła była gospodarzem rejonowych finałów wyżej wymienionych olimpiad (w 1982 z geografii i w 1988 z wiedzy o społeczeństwie). W tymże roku rozpoczął działalność szkolny hufiec Ochotniczego Hufca Pracy, którego komendantem był Konrad Andrzejewski. Dzięki jego aktywności młodzież nowogardzka mogła spędzać wolny czas, pracując w nowogardzkich zakładach pracy np. w mleczarni, na obozach krajowych (m. in. Płock) oraz zagranicznych (Czechosłowacja, Węgry, Bułgaria oraz Niemiecka Republika Demokratyczna ). Na początku lat osiemdziesiątych zaczęła się zmniejszać liczba wychowanków w szkolnym internacie. Uruchomione zostały dogodne połączenia autobusowe, zaczęły rosnąć koszty utrzymania, wreszcie zmniejszyła się liczba uczniów. W 1982 roku zapadła decyzja o przeniesieniu internatu do mniejszego, świeżo wyremontowanego budynku na harcówce. Kierowniczką tej placówki została Halina Andrzejewska, która, jak wspominają wychowankowie, stworzyła w internacie iście rodzinną atmosferę. W maju 1983 roku z inicjatywy Józefy Szukalskiej, w majowe święto szkoły, odbył się w Nowogardzkim Domu Kultury międzyklasowy turniej teatralny. Zwycięstwo odniosła inscenizacja "Moralności pani Dulskiej" Gabrieli Zapolskiej. Turniej ten powtórzony został w 1987 roku. W 1985 roku uroczyście uczczono czterdziestolecie szkoły. Odbyły się uroczystości z działem władz politycznych i samorządowych miasta oraz przedstawicieli kuratorium w Szczecinie. Wybito z tej okazji pamiątkowy medal, przed drzwiami do szkoły wmurowano okolicznościową tablicę. W maju 1986 roku w Nowogardzie odbyło się spotkanie Polsko - Niemieckiej Mieszanej Komisji ds. Podręczników. W dniach 29 i 30 maja z uczniami naszej szkoły spotkali się miedzy innymi: prof. Janusz Tazbir - dyrektor Instytutu Historii Polskiej Akademii Nauk, prof. Tomasz Szarota z PAN-u, prof., Marian Wojciechowski z Uniwersytetu Warszawskiego, prof. Franciszek Ryszka oraz prof. Strobe reprezentujący stronę niemiecką. W tym roku szkoła podpisała porozumienie z niemiecką szkołą średnią w Bad Doberan. Nauczyciele i uczniowie spotykali się na wspólnie przygotowywanych, przede wszystkim sportowych imprezach. Współpraca ta jednak podjęta została nie z autentycznej potrzeby i chęci obu stron, ale na polecenie władz politycznych obu państw. To spowodowało, że kontakty wygasły wraz z upadkiem komunizmu i mimo zmiany sytuacji politycznej, nie zostały podjęte. W połowie lat osiemdziesiątych powstała w szkole XIII DSH "Lewe Łapki", której drużynową była Anna Kłosa. W 1988 roku klasa IV c (biologiczno-chemiczna) zasłynęła w całym województwie szczecińskim. Na 19 absolwentów tej klasy zdających egzaminy wstępne na studia, zdali wszyscy. Do dziś mimo zmniejszenia wymagań wyższych uczelni wobec kandydatów, nie udało się powtórzyć tego sukcesu. W latach osiemdziesiątych pracę w szkole podjęli m. in. Danuta Gutowska, Anna Tarłowska, Małgorzata Michalik, Barbara Papuszka, Jan Kopyciński, Janina Lędzion, Małgorzata Łuka, Małgorzata Mierkiewicz, Stanisława Grzegorczyk. W tym okresie w szkole zaczęło stopniowo przybywać młodzieży, gdyż zaczęły pojawiać się roczniki z wyżu demograficznego. Spowodowało to trudności lokalowe szkoły. Pojawiły się lekcje ósme, dziewiąte i dziesiąte. szkoła zawodowa miała lekcje po południu. W 1989 roku Jerzy Jagodziński odszedł na emeryturę. Jego miejsce zajął Konrad Andrzejewski, który po raz pierwszy w dziejach szkoły został wybrany przez Radę Pedagogiczną. Mimo, że był nim tylko przez okres 1989 - 1991, jego zasługą stał się remont dachu szkoły. Ze szkoły znikły wiaderka, które rozstawiano w klasach po każdym większym deszczu. Podjęto wtedy także decyzje o przeniesieniu szkoły zawodowej do szkoły rolniczej. Nie rozwiązało to jednak na trwałe problemów lokalowych szkoły. W nowych warunkach, w nowogardzkim Liceum Ogólnokształcącym podjęto próbę w powieszenia krzyży w izbach lekcyjnych. W listopadzie 1989 roku grupa młodzieży i rodziców zgłosiła się z odpowiednim wnioskiem do dyrektora szkoły. W celu zasięgnięcia opinii młodzieży w tej sprawie, uchwałą Rady Pedagogicznej, przeprowadzono referendum. Uczniowie mieli odpowiedzieć na jedno z trzech pytań:
1. Jesteś za powieszeniem krzyży.
2. Jesteś przeciw temu.
3. Wstrzymuję się od głosu.
W celu uniknięcia jakichkolwiek konfliktów Rada Pedagogiczna postanowiła, aby w tak delikatnej sprawie zdecydowała nie zwykła, ale kwalifikowana większość głosów tj. 2/3. W referendum uczestniczyło 529 uczniów, którzy głosowali:
1 - 337 2 - 97 3 - 95
Do osiągnięcia kwalifikowanej większości zabrakło zgodnie z regulaminem 17 głosów.4 Sprawę krzyży tymczasowo zawieszono. Całą tę, "zabawę w demokrację" rozstrzygnął nowy dyrektor, Stanisław Karman, który podczas wakacji polecił umieścić krzyże we wszystkich izbach szkolnych, co nie wzbudziło żadnych protestów ani uczniów, ani nauczycieli. Wraz ze zmianami politycznymi w kraju zmieniła się i szkoła. Wprowadzono rozszerzoną skalę ocen (pojawiła się ocena celująca, ale i mierna). Zgodnie z decyzją Ministra Edukacji Narodowej od 1 września 1990 roku religia powróciła do szkół. Wszyscy rodzice i uczniowie zostali poinformowani o dobrowolności uczestnictwa w lekcjach religii, spotkanie z rodzicami przeprowadził osobiście administrator parafii, ksiądz Janusz Zachęcki. Przypadki rezygnowania z katechezy były bardzo rzadkie. Ksiądz Janusz Zachęcki, mimo że instrukcja Ministra Oświaty wyraźnie określała uprawnienia i kompetencje katechetów, zażądał wychowawstwa. Został na okres jednego półrocza jedynym znanym mi w kraju księdzem - wychowawcą w szkole państwowej. Nowy dyrektor zajął się także wyglądem szkoły. Przy pomocy rodziców, uczniów i nauczycieli budynek szkolny został odmalowany, według projektu plastycznego pana Jerzego Jankowskiego. Wyremontowano także toalety. Przełom lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych to spontaniczny wybuch aktywności uczniów. Powstała samodzielna rubryka uczniowska na łamach lokalnego czasopisma "Plusy i Minusy", jedna z klas spontanicznie założyła własne czasopismo "Jaś", które przez przeszło dwa lata ukazywało się w szkole. Brać uczniowska włączyła się w przygotowania nowego regulaminu szkolnego. W 1993 roku nauczyciel języka niemieckiego i kultury fizycznej, Grzegorz Górczewski, zorganizował rozgrywki szkolnej ligi koszykówki. Ich uwieńczeniem stał się drugi w historii szkoły mecz nauczyciele - uczniowie. Są to także czasy skoku technologicznego. Nowe wynalazki nie ominęły także naszej szkoły: Na sprawdzianach z historii używaliśmy mikrofonu bezprzewodowego. Mogliśmy to robić, ponieważ klasa była dzielona na dwie grupy, Jedna część wchodziła do klasy, zaś druga pozostawała na zewnątrz. Radio mieliśmy w klasie z mikrofonem przylepionym pod ławką. Można było wtedy usłyszeć pytania, a nawet mieć chwilę na odpowiednie przygotowanie się"5 Trudności lokalowe narastały. W tej sytuacji dyrekcja zwróciła się do władz samorządowych o pomoc. Pojawiła się koncepcja przeprowadzenia szkoły do budynku Szkoły Podstawowej nr 2. Jednak ani Rada Pedagogiczna, ani dyrekcja nie potrafiły wykorzystać nadarzającej się okazji. Ostatecznie powstało Liceum nr 2, przy samorządowej Szkole Podstawej nr 3. Drugą próbą rozwiązania problemów lokalowych szkoły była koncepcja przejęcia szkoły przez władze gminne i utworzenie zespołu szkól. Ten projekt także upadł. Zakończenie W ciągu minionego pięćdziesięciolecia zmieniła się Polska, zmienił się Nowogard, a także nasza szkoła. Kiedy w 1945 roku rozpoczynano z takim trudem pracę nie można było skompletować kadry, gdyż w całym Nowogardzie i okolicach brakowało ludzi, już nie z wyższym, ale choćby ze średnim wykształceniem. Dziś dzięki pracy pedagogicznej szkoły ponad trzy tysiące młodych ludzi otrzymało średnie wykształcenie, wielu z nich podjęło dalsze studia. Nasi absolwenci to: naukowcy, aktorzy, dziennikarze, inżynierowie, lekarze, nauczyciele. Większość kadry urzędniczej, medycznej i oświatowej w Nowogardzie to nasi absolwenci. Obecnie w szkole ponad połowa kadry nauczycielskiej to byli uczniowie.
1. Wspomnienia Krzysztofa Skibskiego, spisał Przemysław Dubiniecki.
2. Wspomnienia Ewy i Bogusława Sawickich, spisała Agnieszka Zagórska.
3 Archiwum I Liceum Ogólnokształcącego w Nowogardzie, protokół z posiedzenia Rady Pedagogicznej z 19 października 1979 roku.
4. Regina Korościuk, Czy krzyże wrócą do szkół ?, Czas Nowogardu 1990 nr 3, s. 2.
5. Wspomnienia Pawła Bielidy, spisał Marcin Dymek.